TO NIE JEST TYPOWY BLOG Z PRZEPISAMI, BO SPECJALNIE NIE UMIEM GOTOWAĆ.
TO
NIE JEST TEŻ BLOG Z REGULARNYMI RECENZJAMI KULINARNYMI.
TO
JEST BLOG O TYM, ŻE JEM.

niedziela, 4 lipca 2010

Kanafeh




Jadłam dzisiaj coś tak przedziwnego, że gdyby mi to wcześniej ktoś próbował opisać to chyba nic bym z takiego opisu nie zrozumiała - więc prawdopodobnie sama też polegnę.
Wyobraźcie sobie mariaż Baklavy z zapiekanką z sera mozarella - na ciepło, z dodatkiem gęstej śmietany. Powiedzmy, że będzie to stosunkowo najbliżej tego, co nazywa się "Kanafeh" albo "Kunefe". Rzecz jest ciepła, ociekająca słodkim baklavowym syropem, i nie byłoby jej daleko do innych tureckich słodyczy, gdyby nie: a) brak orzechów; b) obecność roztopionego sera wewnątrz słodkiej, gorącej, składającej się z drobnych niteczek ciasta masy. Do tej pory nie mam pojęcia co ten ser tam robi - zwykły, ciągnący się, tłusty i bynajmniej wcale nie słodki ser w typie mozarelli, w samym środku tej lepkiej słodyczy. Przedziwne. Arcyciekawe. Przepyszne.

Wiem za to JAK robi się to nitkowate ciasto (lowe youtube)
http://www.youtube.com/watch?v=fi1DCHEsTfQ

Kanafe jadłam w zwykylm, nieróżniącym się od tysiąca innych, barze z koftą i kebabem, przy Kottbusser Dam. I niedość, że jest to od miejsca, gdzie mieszkam w Berlinie 1o minut piechotą, to w dodatku mają czynne 24h. Niebezpieczne.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz