TO NIE JEST TYPOWY BLOG Z PRZEPISAMI, BO SPECJALNIE NIE UMIEM GOTOWAĆ.
TO
NIE JEST TEŻ BLOG Z REGULARNYMI RECENZJAMI KULINARNYMI.
TO
JEST BLOG O TYM, ŻE JEM.

piątek, 27 stycznia 2012

risotto z owocami morza czyli o urokach gotowania pod bloga

Ostatnio wydaje mi się, że wybitnie nie umiem gotować. Od tygodni albo pożeram coś na mieście, albo pichce w domu po najmniejszej lini oporu (czyli makaron, ewentualnie jakaś zimowa zupa) i zapomniałam już jak to jest naprawdę GOTOWAĆ.



Z kuchennego marazmu na szczescie wyrwała mnie Serafitka, zapraszając do siebie na kolację i oferując, że zrobimy risotto z owocami morza. Serafitka jest mięsożerna, więc morskie mięczaki okazały sie dobrym kompromisem między naszymi gustami. A ja nigdy wcześniej nie robiłam ani prawdziwego risotto ze specjalnego ryżu (naprawdę nigdy!) ani tym bardziej nie gotowałam wlasnoręcznie nic ponad ryby i krewetki. Kawałki ośmiornic, małże i kalmary, ktore były w mrożonce z biedronki, wykraczały wiec różnorodnością biologiczną dość znacznie poza standardowych mieszkańców moich garnków.
 
Bylo bosko.

Po pierwsze dlatego, ze Serafita odkrywszy ceny win w biedronce kupiła dwie różne butelki, więc po wstępnej degustacji połowę butelki tego gorszego wlałyśmy do potrawy (wiem wiem, powinna byc tylko jedna szklanka, każdy kucharz to powie) a za drugą zabrałyśmy się już w trakcie.


Po drugie, risotto wyszlo wspaniale. Nie szkodzi, ze zakupiona do niego specjalnie 2 dni wcześniej w Piotrze i Pawle kolendra w doniczce skonała na moim parapecie zanim dotarłam do docelowej kuchni - użyłyśmy pietruszki. I ze parmezan zamiast wymieszać wraz z pietruszką na samym końcu wsypałyśmy z babskiej niecierpliwości do potrawy na ogniu - lepiące kawałki się przyrumieniły tworząc chrupiącą skorupkę tu i tam. Nieplanowany, ale fajny efekt. 



 Po trzecie, odkryłyśmy uroki gotowania z zamysłem bloga w niedoświetlonej kuchni. By udało się powyższe zdjęcie, trzeba było zrobić tak:




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz