O omlecie, który tam tym razem dostała w zasadzie szkoda gadać. Miał być z serem i brokułami, no i był - z kosteczkami żółtego sera, które nawet się nie roztopiły (!) i kawałkami mdłych rozgotowanych brokułów - całość wetknięta w środek, jak w naleśnik, i bez smaku kompletnie, nawet nie posolone. Żałość, po prostu żałość! Ledwie byłam w stanie to przełknąć, bo jakby tej biedy na moim talerzu było mało to do omleta grał mi Robert Gawliński swoją "Baśkę". Wył tak okrutnie, fałszował tak strasznie, że zaczęłam się zastanawiać czy to możliwe, że nigdy wczesniej nie zauważyłam, że nie tylko ta piosenka jest beznadziejna, nie tylko, że człowiek nie ma kompletnie głosu, ale też słuchu nie mają Ci, którzy rzecz nagrali i wyprodukowali w tysiącach egzemplarzy. Na szczęście okazało się, że z producentami muzyki w Polsce nie jest tak żle, jak z moim omletem - piosenka okazała się być wersją koncertową, na której za wycie Gawlińskiego nie mógł być odpowiedzialny nikt inny niż on sam. Kto jednak był odpowiedzialny za mój koszmarny omlet, którego musiałam potem odchorowywać zwiększoną dawką czytanki o rzeźbie w marmurze???
Nie chciałabym Was, drodzy czytelnicy, katować - ale posłuchajcie tego choć przez pierwszą minutę (dłużej się nie da) i wyobraźcie sobie jak człowiekowi musi być źle jeśli do tego jeszcze je niedobry omlet.
A ponieważ temat dzisiaj jest przykry ze wszechmiar, dodaję do tego w gratisie doskonały film z doskonałą Julią Child robiącą omlet doskonały:
(uwielbiam nonszalancję, z jaką Julia wyrzuca niepotrzebną patelnię w 2 minucie!)
też będę tak rzucać patelniami :) Zwłaszcza przy gościach. Robi wrażenie.
OdpowiedzUsuń